"Wonder Woman" cierpi na wszystkie przypadłości poprzednich filmów z uniwersum DC – ciemny obraz, brzydkie efekty specjalne, niedorzeczne sceny akcji i niesatysfakcjonujące rozwiązanie,
Nie bez powodu Wonder Woman nazywana jest jedną z najpotężniejszych bohaterek wśród superbohaterów. Nie dość, że posiada moc na równi z mocą Supermana, to jeszcze jest kobietą. A trzeba wiedzieć, że William Moulton Marston, twórca bohaterki – z zawodu psycholog oddający się pracy naukowej – był całkowicie przekonany o wyższości kobiet nad mężczyznami, a argumenty za tym odnajdywał nie tylko w swoich badaniach, ale także obserwacji obu ukochanych żon – kobiet podobno wyjątkowo niezależnych i obyczajowo wyzwolonych. Pojawienie się bohaterki o podobnych przymiotach musiało więc zwiastować totalne przetasowanie sił w uniwersum i ustanowienie nowych hierarchii. I rzeczywiście, Wonder Woman Gal Gadot wydaje się potężna, ale już w siłę jej charakteru nie tak łatwo uwierzyć.
Pierwsza scena filmu Patty Jenkins przedstawia czasy współczesne. Wszystko wskazuje na to, że Diana vel Wonder Woman pracuje w Luwrze i zajmuje się sztuką – jak przystało na urzędniczkę, zapięta na ostatni guzik, przegląda dokumenty. Chwilę później cofamy się w czasie i przenosimy się na rajską wyspę Amazonek. Diana jest uroczą i niesforną dziewczynką, która wbrew surowemu zakazowi matki-królowej (Connie Nielsen) marzy o trenowaniu sztuk walki. Amazonki pamiętające okrutną wojnę, którą stoczyły z Aresem, niechętnie wracają do minionych czasów, ale na wszelki wypadek nie ustają w przygotowaniach na najgorsze. Tylko Diana – jako jedyne dziecko w plemieniu samych kobiet – nigdy nie doświadczyła żadnego okrucieństwa.
Idyllę życia na wyspie, w zapierających dech w piersiach sceneriach i wśród posągowo pięknych kobiet noszących szykowne i eleganckie stroje (kostiumy Amazonek zaprojektowane przez Lindy Hemming pracującej także przy "Casino Royale" i "Mrocznym Rycerzu" są zjawiskowe!) zakończy – a jakże – pojawienie się mężczyzny (Chris Pine). Wraz z opuszczeniem przez nich raju zakończy się też najprzyjemniejsza i najbardziej czarująca część filmu.
Co prawda scenariusz zakłada, że prawdziwa zabawa zacznie się dopiero od momentu zderzenia świata Diany ze światem Steve’a Trevora granego przez Pine'a, czyli kobiecości z męskością, naiwności z doświadczeniem i obyczajowości Amazonek z obyczajowością patriarchalnej Europy XX wieku, ale jeśli kogoś nie ruszają dowcipy z brodą, może wcale nie mieć w tej części wielu powodów do radości. Szczególnie że "Wonder Woman" cierpi na wszystkie przypadłości poprzednich filmów z uniwersum DC – ciemny obraz, brzydkie efekty specjalne, niedorzeczne sceny akcji i niesatysfakcjonujące rozwiązanie, nieuczciwe w dodatku wobec widza. Twórcy "Wonder Woman" idą także na skróty, posługując się kliszami na granicy niesmacznego żartu, których jednak w żart wcale nie obracają. Na przykład towarzysze Steve'a Trevora i Diany – Indianin, Szkot i Turek – to przedstawiciele katalogu narodowych stereotypów z właściwymi im atrybutami. Możecie być pewni – nie pomylicie ich pochodzenia.
Film Patty Jenkins ma wyraźne ambicje, by być opowieścią o bezsensownym okrucieństwie wojny i skontrastowanym z nim szlachetnym, bezinteresownym poświęceniu. Twórcom udaje się nawet osiągnąć ciekawe efekty, posługując się perspektywą prostodusznej i ciągle zdziwionej światem Diany czy cieniując w jednej ze scen podział na "dobrych" i "złych". Dobre chęci grzebie jednak fabularne ubóstwo i mało charyzmatyczna bohaterka. Gal Gadot robi tu niestety dobrą minę do złej gry – dosłownie. Aktorka jest w tej roli olśniewająco piękna i czarująca, ale brakuje jej środków, by zbudować prawdziwie niezależną i silną postać. Póki co nie zapowiada się więc, by to właśnie jej bohaterka miała zatrząść całym uniwersum. Dużo lepszy jest Chris Pine, szczególnie w sytuacjach komediowych, ale nie pokazuje tu nic ponad to, z czego do tej pory nie byłby znany.
Z petardy w postaci potężnej superbohaterki i w gruncie rzeczy poruszającej historii z morałem twórcom "Wonder Woman" udało się wykrzesać jedynie kilka iskier. Nie są to prawdziwe fajerwerki, ale – w zależności od oczekiwań – na udane widowisko tyle może wystarczyć.
Absolwentka Wydziału Polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie ukończyła specjalizację edytorsko-wydawniczą. Redaktorka Filmwebu z długoletnim stażem. Aktualnie także doktorantka w Instytucie... przejdź do profilu